sobota



Dzisiaj coś o różnicy ciśnień.
Zaworki w uszach strzelają z łagodnym trzaskiem, chyba że to ogień, a ja nie zauważyłem, że coś się pali.  Przemieszczając się wieczorem w pomarańczowo-szarym pejzażu starej cegielni, udało mi się wykopać kilka wspomnień popychanych zapachem trzcin, śniegu i miasta gdzieś w oddali. Sfrunąłem sobie na kark razem z takim dziwnym uczuciem, że gdzieś już to grali,  że  jednak nie bujam w obłokach bez przerwy. Przez chwilę bolało, ale to raczej ze strachu, z czasem chłód staje się przyjemny i czuć, jak coś cieknie po plecach. I to nie są łzy, bo trochę w życiu wieje ostatnio, ani mgła nie skrapla się spod czachy. Więc co jest?  
Meteoryt kurwa… meteoryt. 


1 komentarz:

:)