sobota

Smert Kowadełko



                   




   Teraz też tu jest, siedzi na ramieniu i szeleści papierami u doktorka, który bełkocze coś po swojemu jak robot. Nikt nie chce o niej rozmawiać. Opór na spokój, a nigdy nie byłem tak spokojny jak wtedy. Na granicy dwóch światów, ścierają się ich krawędzie, chcą się dopasować albo po prostu, zetrzeć. Boli gdy brakuje mazidła, bez przerwy się zużywa, więc trzeba coś pomiędzy wkładać. Zaczynasz od marzeń, tych dalekosiężnych, bo może nie starczyć czasu, zostawiasz minimum, tyle co na przetrwanie. Nie dzielisz się prawdą, przynajmniej nie całą, po co komu dokładać.  Zrzucasz ją z siebie jak ubrania,  oddajesz siebie po kawałku, i tak będziesz coraz chudszy. Skóra na stopach przymarza, z każdym krokiem odrywa się jakiś fragment. Żeby nikogo nie straszyć, nie zdejmuj maski, do samego końca, dopóki nie zaczniesz tańczyć. Tango będzie, wiesz z Kim. Lepszej partnerki nie mogłeś sobie wymarzyć. 


PS. To że można wybrać śmierć, jest jednym z warunków wolności; 
ale kiedy się ją już wybierze - wolność znika.

9 komentarzy:

  1. Koleżanka do mnie dzwoni, zapłakana i mówi, że jedzie do siebie, mama zmarła w nocy. No to spotkajmy się, mówię, przyjdę na dworzec. Przychodzę i pytam: a mama? Jak się czuje?

    Nie dotarło do mnie. Kilka osób odeszło, nie ma ich, a ja ciągle mam jakieś zaburzenie, nie umiem sobie uzmysłowić, że ktoś umarł, umiera...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...każdy umiera, jeśli już dzwonimy w ścieranie.
      Bolesne jak niemal każdy od niej ucieka, nawet słowami
      wieczne pocieszanie i ucieczka, myk, już mnie nie ma, jakby to miało dotyczyć tylko wyjątki i trochę takie trędowate.
      Albo jest to pełen automatyzm, via polskie szpitale, odczłowieczyć?
      Dużo mieszanych uczuć, to ta pełnia i kilka wspomnień włączonych amerykańskim filmem, niby dla nastolatków.

      Usuń
  2. Każdy umiera, jasne, ale globalnie w moim odczuciu życie jest silniejsze niż śmierć - w sensie, gdzie przestają być stare formy, zaraz pchają się jakieś nowe. I na co dzień też dla większości też jest bardzo silne, jest ten instynkt przetrwania.

    Ale wyobrażam sobie - bo skąd mam wiedzieć? - że jak jest choroba, to jest inaczej. Coś chce cię zabić, i to już kompletnie coś innego

    OdpowiedzUsuń
  3. Przestałem wyczuwać jakąkolwiek przewagę, jeśli jest, to tylko chwilowa, pięknie mi się to równoważy, jednocześnie strach przed tym że to takie oczywiste i namacalne paraliżuje, dając fory masie szarej. Świat ponoć rośnie i się rozszerza, czy to jest życie, czy ruch przestrzeni kosztem innych planet, w mikroskali ta ekspansja mierzy mi się tylko chęcią i możliwościami. Ale to też trochę jak nakładanie coraz to nowej warstwy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miałam namyśli postępu, czy wiecznego wzrostu, tylko przemianę materii, ciągłe zamieranie i odradzanie, następstwo kolejnych form, zużytego zastępowanie świeżym. Dwie strony monety, you know ;)

    W gruncie może fundament wszystkich kwestii w tej egzystencji człowieczej na ziemi, podstawowa polaryzacja? Nie wymądrzam się, bo każdy sam, jeśli nie samotnie, musi się zmierzyć i doświadczenie jest bardzo indywidualne.

    Dosyć dawno oderwałam się od mainstreamu, a w moim otoczeniu sporo osób patrzy Ś. prosto w oczy. Ale chyba tak, główny nurt naszej kultury chyba wypiera śmierć, ale ucieczka jest w sztuczność, czyli w martwotę, czyli coś poza witalnością i zamieraniem, tak to widzę. To może zabić odnawialność życia na ziemi, tak to widzę.

    Ja tu pitu pitu, a przecież nie o tym ta dyskusja... Tylko o Tobie, i co Ci tam w papierkach wyszło i co Ty na to ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mnie? eeee.. nie tylko o mnie.
      To co wyszło w papierkach, nie było równoznaczne z tym co mówi wróżka w kitlu, a już na pewno nie okazało się tym co ja czuję i co się okazało w rzeczywistości, również to co z tym zrobiłem było całkiem innym krokiem niż każdy się spodziewał, od wróżek, po resztę okolicy, przez co te kilka ślaczków posłużyło jedynie za portal do poszerzania przestrzeni, przez co szalenie cieszę się teraz że mogę rozciągać horyzont.
      Wróżka z kliniki, dłubiąc w nosie, rację miała tylko w jednym, że moje życie się zmieni, nawet nie myślała pewnie o tym, że śmierć razem z tym, też się zmieniła... nabrała przejrzystości, ale kontury się rozmyły, w związku z czym można zapisać się na ten kurs tańca nieco później niż z początku planowałem - przygnieciony tym co myśli i czuje świat na jej temat, ten który mnie wtedy otaczał i wciskał każdym możliwym kanałem, że to też powinno być moje, dziedzictwo kultury.
      Tak, boimy się białych plam, tego co nieznane, boimy się też innych ludzi, bo nic o nich nie wiemy. Zapełniamy sobie więc te dziury urojeniami.
      To chyba tyle tutaj, ze wspomnień o kowadełku. Dziękuję Aneto.

      Usuń
  5. "Teraz wszędzie, na ulicy, w kawiarni, nieuchronnie widzę ludzi w stanie przedśmiertnym, to znaczy w ścisłym sensie jako śmiertelników. – I z nie mniejszą oczywistością widzę ich jako niezdających sobie z tego sprawy." (Barthes)

    Przeraziłam się

    że mogłabym tak zobaczyć

    OdpowiedzUsuń
  6. Powiedziała mi, że jeszcze nie. "Tyłochody" odeszły tyłem.
    Nie mam odczucia, że widzę inaczej, mocniej, szerzej, że życie się przewartościowało i te wszystkie sprawy, o których się czyta.
    Może tylko czuję, że końce zmieniają moc początków.
    Pozdrawiam Was, w sensie dosłownym, czyli zdrowia życzę!

    OdpowiedzUsuń
  7. A dziękować dziękować...
    Fajne to to, "końce zmieniają moc początków"
    jak bilet na wakacje od nudy

    OdpowiedzUsuń

:)