"Jak woda, świat przez Ciebie przepływa, i na jakiś czas użycza Ci swoich kolorów. Potem się cofa i znów cię zostawia samego z tą pustką, którą nosisz w sobie."
(...) wszak nomada i człek osiadły to awers i rewers każdego z nas... Stąd owa odwieczna, rzekłbym archetypowa przepychanka w naszej jaźni, kto weźmie górę: albo cię osiodłam, albo mnie osiedlisz.
Włóczę się więc od miejsca do miejsca, może żeby to sprawdzić? Odwiedzam tych co osiedli, i gotują wieczorami syrop z mniszka, lub prasują koszule i majtki, żeby było w życiu czysto, równo i ładnie. Albo z zapaleniem płuc ląduję w jakiejś dziurawej szopie po kozach i zastanawiam się co dalej. Siedzę nakryty kocem i śpiworem z czołówką i próbuję pisać, ale męczy mnie kaszel i każdy oddech paruje tak, że nic nie widać. Przymrozek ściął trawy, chrupią pod racicami saren, które kręcącą się tuż za ścianą każdej nocy, słyszę jak im burczy w brzuchu. Brak zasięgu w telefonie.
Poczucie ubóstwa, pustki, nicości, rodzące się z tego odcięcia, nie jest niespodzianką, lecz ćwiczeniem zdrowotnym. A co jeśli ze zdrowiem krucho? Pustka zagarnia każdą szparę, w każdą wolną przestrzeń wciskają się ważne pytania, z każdym kolejnym zataczam koło. Udało się zasnąć na chwilę, mimo kaszlu, ale mysz przebiegła mi po głowie i znowu trzeba się było zwinąć w kłębek szukając odrobiny ciepła, znalazłem ciut w okolicy serca, tylko tam jeszcze coś zostało i się tli, rozum dawno już chyba zamarzł.
"Droga jest po to, żeby nas oskubać, wyżąć, wymaglować, aż będziemy jak stary, sprany ręcznik, który z kawałkiem mydła dają nam w burdelach. Uciekamy jak najdalej od wszelkich alibi i ciążących nad nami przekleństw, i patrząc na każdy nędzny tobół, dźwigany przez zatłoczone poczekalnie i wąskie perony dworców porażających upałem i nędzą, widzimy własną trumnę.
Po kilku dniach udaje mi się ruszyć nieco na północ, potem na południowy zachód. W drodze Bar mleczny Społem, Jasło, na suficie kasetony ze styropianu i szkolne krzesełka, ruskie za 4.20, pieczarkowa po 2.60, gulasz wieprzowy wpisany do menu jako danie jarskie. Przy zielonym rynku Santas, stara piekarnia, mają cudowny Chleb żytni na zakwasie, po 2.50. Mija trzy tygodnie. Szopa na kozy zmienia się w starą chyżę, też jest próchno i dziury w ścianach, w szopie można było pluć na podłogę, tu nie wypada. Jeszcze kilka dni trzeba będzie sprzedać aparat, na lekarstwa... Rozmowa w słuchawce pachnie szpitalem i strachem, na wszelki wypadek nie odbieram telefonów od znajomych lekarzy, spalam się. Zielarka z Kotani daje spokój, i siłę, żeby zrobić następny krok, trochę dalej... Krawędzie po obu stronach, jak linoskoczek. Tak. I tak.
przytoczone fragmenty cytuje M. Wilk w książce "Dom Włóczęgi"
Na północnym zachodzie serwuje się napitek leczniczy z nieco bardziej egzotycznych, też zóltwawych roślin. Jakby co...
OdpowiedzUsuńZdrowiej! :)
Dzięki Wu, dajesz moc... jeszcze dużo do uzbierania
UsuńA ta zielarka nie mogłaby Cię wyleczyć?
OdpowiedzUsuńAlbo, jak nie tędy, to owędy - jakaś dobra dusza nie mogłaby Cię obdarować antybiotykiem?
No tak, chyba nie o pytania chodzi, tylko o odpowiedzi.
Zdrowia!
Dzięki... po cichu, po wielkiemu cichu
UsuńAparat, który robi TAKIE zdjęcia sprzedać?
OdpowiedzUsuńa nie...to dusza je robi, obyś jej nigdy zaprzedać nie musiał
dusza już dawno sprzedana, cyrograf w kieszeni, a zdjęcia robi trol ikonograf, siedzi w pudełku i maluje co widzi przez obiektyw
Usuń