wtorek

Moidart



Kilka ujęć ze Szkocji, okupionych  krwią. Przykleiły się w okolicach Loch Moidart  na zachodnim wybrzeżu. Przyszło mi się tam pałętać przez kilka pięknych miesięcy, jako niedoszła ofiara krwiożerczych meszek - Midges (Culicoides impunctatus) albo Meanbh-chuileag jak mawiają miejscowi. ... ale wrócę. Choćby nie wiem co, wrócę i usiądę na szczycie Ben Roshven z widokiem na Wyspę Sky i ze słuchawkami na uszach będę się opędzał od tych latających potworów, słuchając Cary Dillon. Zostawiłem tam na kamieniu kawałek siebie, ot co!

3 komentarze:

  1. Zabierz mnie tam ze sobą. Ale bez muzyki. Po cichu, wsłuchując się w przyrodę, toż najpiękniejsza muzyka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez słuchawek te bestie wlecą do ucha i zeżrą nas od środka.
      Świt jest dobry, niesie inne dźwięki.

      Usuń
  2. Nie wiem co lepsze, zagraniczne, upierdliwe meszki, czy miejscowe, krwiopijcze gzy końskie.
    Z dwojga złego wybrałbym chyba to pierwsze, gdyż takie widoki rekompensują wszelki dyskomfort :)

    OdpowiedzUsuń

:)