Kilka ujęć ze Szkocji, okupionych krwią. Przykleiły się w okolicach Loch Moidart na zachodnim wybrzeżu. Przyszło mi się tam pałętać przez kilka pięknych miesięcy, jako niedoszła ofiara krwiożerczych meszek - Midges (Culicoides impunctatus) albo Meanbh-chuileag jak mawiają miejscowi. ... ale wrócę. Choćby nie wiem co, wrócę i usiądę na szczycie Ben Roshven z widokiem na Wyspę Sky i ze słuchawkami na uszach będę się opędzał od tych latających potworów, słuchając Cary Dillon. Zostawiłem tam na kamieniu kawałek siebie, ot co!
Zabierz mnie tam ze sobą. Ale bez muzyki. Po cichu, wsłuchując się w przyrodę, toż najpiękniejsza muzyka.
OdpowiedzUsuńBez słuchawek te bestie wlecą do ucha i zeżrą nas od środka.
UsuńŚwit jest dobry, niesie inne dźwięki.
Nie wiem co lepsze, zagraniczne, upierdliwe meszki, czy miejscowe, krwiopijcze gzy końskie.
OdpowiedzUsuńZ dwojga złego wybrałbym chyba to pierwsze, gdyż takie widoki rekompensują wszelki dyskomfort :)