Uciekłem po lekkość, w dolinie jak w kołysce.
Wiatr buja gałęzie ze świeżym puchem, który przysiadł na chwilę i czeka na Kogoś z odchylonym kołnierzem. Stąd kaptur na głowie niezbędny, jak łańcuchy na koła starej Łady, którą popyla leśniczy drogą z Huczwic na Sukowate, cięgnie za sobą smugę bieli sfruwającej z dachu. Odbija mi się czkawką, kawa z pieca co dymi i jagły z morelami. Zadzieram łeb do góry na skraju łąki i łapię płatki śniegu na język, aż kręci mi się w głowie. Słychać świst skrzydeł. Kruk na mlecznym niebie. Przez chwilę jesteśmy dla siebie tacy sami, też oddalam się, stając jedynie małą czarną kropką na białym. Wraca stamtąd, gdzie ja dopiero idę, może wykracze mi jakieś drogowskazy, świstem piór odklei od snów i pejzaży na pamięć. Da ciut wiary, że tam w górze ciepło, gdy przyjdzie odwilż i zaczną odmarzać stare ślady, a Ja, będę rozpuszczał się patrząc na nie, tylko,
Wiatr buja gałęzie ze świeżym puchem, który przysiadł na chwilę i czeka na Kogoś z odchylonym kołnierzem. Stąd kaptur na głowie niezbędny, jak łańcuchy na koła starej Łady, którą popyla leśniczy drogą z Huczwic na Sukowate, cięgnie za sobą smugę bieli sfruwającej z dachu. Odbija mi się czkawką, kawa z pieca co dymi i jagły z morelami. Zadzieram łeb do góry na skraju łąki i łapię płatki śniegu na język, aż kręci mi się w głowie. Słychać świst skrzydeł. Kruk na mlecznym niebie. Przez chwilę jesteśmy dla siebie tacy sami, też oddalam się, stając jedynie małą czarną kropką na białym. Wraca stamtąd, gdzie ja dopiero idę, może wykracze mi jakieś drogowskazy, świstem piór odklei od snów i pejzaży na pamięć. Da ciut wiary, że tam w górze ciepło, gdy przyjdzie odwilż i zaczną odmarzać stare ślady, a Ja, będę rozpuszczał się patrząc na nie, tylko,
zimno w stopy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
:)