poniedziałek




Odlatuję w łagodność na kilka tygodni, no może miesiąc, albo dwa. Jakby ktoś kręcił się w pobliżu księżyca, to zapraszam na kawę,  wcale nie tak daleko. Mam okrągły stolik na krawędzi krateru i dwa plastikowe krzesła, dobry młynek   ze   świeżym ziarnem, z całkiem małej palarni po słonecznej stronie.  I powiem Ci coś w sekrecie, lubię patrzeć na odlatujące lampiony. Jeszcze się nie unoś,  na koniec mam  do Ciebie tylko jedno małe pytanie.  Dryfujesz... czy pływasz?








5 komentarzy:

  1. U Ciebie wpadam zawsze w taki dziecinnie pierwotny zachwyt,zachwycają mnie Twoje słowa,to jak zmieniasz nimi barwy świata....kawy mi się chce:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kawa na krawędzi, skojarzyła mi się z chłopcami i ich ogniskiem, na szczycie skały, w "Different pulses". Tak jakoś.
    Ja, stety/niestety dryfuję, a lata płyną tak szybko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Będę tęsknić. Proszę pisać palcem w powietrzu.

    OdpowiedzUsuń

:)