Pachnie żywicą topioną na słońcu, zalewa mnie z każdej strony. Czuję się trochę jak mrówka, może za kilka milionów lat, ktoś znajdzie mnie w bursztynie i zrobi sobie ze mnie breloczek.
Skubię psa bo się leni, ja też się lenię, ale inaczej, jego lenistwem można wypychać poduszki, antyalergiczne, do mordowania alergików. Czytam książkę o umieraniu jakiejś francuskiej mistyczki i próbuję sobie przypomnieć najgłupsze rzeczy jakie zrobiłem w życiu, przez które mógłbym śmiało przeprawić się za Styks. W rolach głównych: Wspinaczka po rynnie, dzikie mosty kolejowe, opuszczone fabryki, jeden ślepy koń i łańcuch, skały na Krymie, polska "służba zdrowia", drogi publiczne, portale randkowe...
I inne, mrożące krew w żyłach opowieści, które być może zdarzyły się tylko w mojej głowie, bo świat widział je zupełnie inaczej, teraz mści się za moją niepewność, podsyłając na kark ciarki i każe zastanowić się co z tym zrobić dalej. Czy życie to ciągłe unikanie śmierci? Nie wiem! Może niech tak już zostanie.
A u Kaśki w kuchni, na półce z książkami o podróżach kulinarnych, rozpiętych między Indiami, językiem na brodzie, żołądkiem, a dupą jest pozycja pt. Kanibalizm, pełna ciekawych informacji o tym jak przyrządzić ludzkie mięso i z czym najlepiej smakuje. Tak, zjadam ludzi, razem z myślami, chrupię i odmieniam przez przypadki. Ostatnio sam jestem ciężkostrawny, nie polecam, żeberka w sosie malinowym kwaśnym. Jak dobrze że rośnie już świeża mięta i można mnie zapijać czymś gładkim.
Pierwsze zdanie brzmi odrobinę jak moja nalewka z sosnowych pędów, co ją właśnie kiszę ;D
OdpowiedzUsuń