Już był w ogródku, już witał się z gąską, albo miał halucynacje. To dosyć powszechne w świecie gdzie najpierw rozpina się rozporki, a potem dopiero przedstawia, każdy promyk nadziei jest jak garnek złota na końcu tej zasranej tęczy.
No i siedzę z tymi kłakami, nawet funta nie ma, i nie wiem co ja mam z nimi zrobić. Niektórzy dodają do glinianego tynku, żeby się lepiej trzymał, ale to, jak już jest co tynkować, a tu nawet planów na fundamenty. Za mało żeby zrobić sobie ciepły sweter, który będzie bliski ciału na zimne dni i wietrzne niepogody ducha, może zwinąć w kłębek i upchnąć do poduszki, tak żeby nie szeleścił.
I też raczej nie mówię wprost, wydaje mi się że jak opiszę to co jest dookoła, to trafi pełniej. A czasami po prostu nie wiem jak, albo się boję, że ktoś to nazwie i skrzywdzi prawdę. Przypomniał mi się Brinkbaumer, który pisze o Ludziach zmierzających w bardzo trudne nieznane, opuszczają Afrykę by pod tym samym niebem zacząć inaczej żyć, żeby skosztować to "lepsze".
Ucieczka. Gdy normalność przestaje być pojęciem, które cokolwiek mówi. I gdy siły trzeba czerpać właśnie z głodu i pragnienia, z brudu, a przede wszystkim z samotności i poczucia obcości. Bo komu się nie uda, ten przegra. (...) To nie takie trudne, można odejść bez trudu. Nie wiesz tylko, że potem będziesz najbardziej samotnym człowiekiem na świecie.(...) Do domu w Akrze rzadko dzwonił, bo nie wiedział, jak wytłumaczyć, co się z nim działo. A na milczenie przez telefon nie chciał marnować pieniędzy.
Chciałbym wyrysować jakiś kontekst, żeby było jeszcze wyraźniej, ale na ekranie w tym czasie wylądowała ćma z szarym filigranowym wzorem, przykleiła się do liter i zaczęła je badać czułkami. Mam czas pomyślałem, mam przecież dużo czasu, nazbierałem go sobie po kieszeniach jak jesienią kasztanów. Różnie bywa, po prostu. Tylko żeby nie przegapić, jak Babka Kadukowa, całe życie układała pasjanse, podobno chciała się też nauczyć stawiać tarota, tylko że nie zdążyła, bo zawsze było coś do roboty, a jak zaczęła ślepnąć i szarość jej weszła na ręce, to jej się odechciało, że niby szkoda czasu, bo wcale go już nie będzie coraz więcej. Tylko żeby nie przegapić... bo to się potem ciągnie lepkie, jak cień.
Przemieszczam się więc, przez różne kudłate przestrzenie w środku, co odbija się na krajobrazie, bo zmienia się razem ze mną, i czekam żeby "w tandemie" zapuścić korzenie. Za każdym razem, kiedy się za bardzo rozpędzę, to miewam taki stan, różne mają na to nazwy, na początku to był "okres dojrzewania", że niby "burza hormonów", teraz "facet koło trzydziestki" a potem pewnie "kryzys wieku średniego" i "starość", a mi to się wydaje constans, i mam to odkąd przestali mnie nosić na rękach, to jest takie od środka, chcieć i móc widzieć, słyszeć i czuć więcej, wieczny głód. Tak, głębokość bólu tu szerokość serca, rozciągając horyzont, naciągamy przestrzeń w każdym możliwym kierunku. Szczegóły z życia haczą o potężne banały, tak wielkie, że samo ich przeżywanie mi wystarcza, za cholerę nie chciałbym ich rozkładać na czynniki pierwsze, to by było powielanie małych spraw, które przemijają i ważne że znikają prawie bez śladu, pojawiły się z minimalnym nakładem energii, marnowaniem jej, było bo snucie wątku o schematach i rzeczach powtarzalnych jak małe chińskie laleczki, ale pewnie nie przestanę, dopóki będę się w tej wielkiej spirali kręcił. Wiesz jak jest... czasami.
Nie pozostaje nic innego jak wierzyć
*Klaus Brinkbaumer "Afrykańska Odyseja"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
:)