środa

czkawka. niby nic


 (szeptem) Odbija mi się czasem, taki impuls, że wypadało by się już pożegnać, i po cichu szaa, jak gdyby nigdy nic, wychłeptać resztki atramentu z limonką y lodem, nie pisać nic, może prócz tych paru słów i salut, tak po szarości, o niczym.  A więc...  Widziałem gołą babę, nad rzeką, pasła się na kocyku lodami z biedronki, przez chwilę myślałem że to klocek zwykły jest, ale to zaczęło się ruszać na wietrze jak dach od stodoły u Sydneya, kiedy mu blachę wywinęło na drugą stronę przy burzy, tymczasem nimfa olbrzymka jedynie wycierała się w ręcznik. A woda cud, nagrzało pięknie.  Tylko wyczarować prowiant i dać nura między kamienie. Chwilę później Miły Pan kasuje kiełki, pip, banany, pip orzeszki, pip, obok przechodzi Surykatka z siedmiodniowym zarostem, kilkutygodniowym brudem na spodniach oraz błędnym oddechem, zapachniało orientem. Komunikat oficjalny: Panie kasjer - idę na szaber... uśmiecha się i sunie klapkami w stronę monopolowego. Kulturka. Ochroniarz przy bankomacie pyta czy literki dobrze widzę i czy się nie rozmywają ??? Coś mnie ewidentnie siadło na oczy bo im nie wierzę, ale to naleciałość na mojej psychice z dzieciństwa jeszcze, struktury mchu, albo jeszcze gęściej. I na uszy też coś, chyba. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

:)