sobota






Dziś najchętniej zgniatałbym jabłka prasą, taką do oleju, cały ubabrany w sosie. Leczył się z potrzeby azylu u starych czarownic. Zamiast tego spacer z Kachą, by poszukać zasięgu darmowego hi-hi, ale złapaliśmy tylko Hihoty, to coś jak EMy od Nicole, tyle że bardziej sprośne i wulgarne, jednak równie przydatne. Polecam jedno i drugie, nie wpisywane w nawias ani cudzysłów. Śledzimy w parku swoje cienie, księżyców sztuk kilkanaście, taki balans tu mają, w mieście jeden to mało. Już nie całkiem jesiennie przyprawiona katarem i lekkim kaszlem kończy się przygoda ze Śląskiem, nie tylko jednym kliknięciem w migawkę. Kruszy się człowiek na samą myśl, że trzeba o świcie wyjśc ze śpiwora. Ale chyba warto chwilę tak pomarznąć dla paru kadrów i tego co się w głowie układa nad ranem. Punkty odniesienia czasami zmieniają grawitację.   Pach!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

:)