Plecak ważył 32 kilogramy, niewiele mniej niż ja. Stacja Kraków, lądowanie o północy. W pół do pierwszej, przy pełni, spadłem z tym plecakiem i księżycem na ławkę, na przeciw Piotra i Pawła. Plecy przestały działać. Ze "stutonowym" garbem nie bardzo da się łazić. Po godzinie udało się wystartować ponownie. Człap, człap, pod Wawel, Grodzką i Św.Idziego, patrona pasterzy, rybaków, żebraków, zbłąkanych, chorych psychicznie, rozbitków, epileptyków, handlarzy końmi, myśliwych, chorych, rannych i karmiących matek. Bez litanii, nie wiedziałem czy jestem bardziej chory czy zbłąkany. Tyle o mnie, Olga Tokarczuk w jednym z wywiadów mówi, że: Nie ma powodu, by zbytnio zajmować się sobą, ponieważ "ja" jest kameleonem, który pójdzie na wszystkie przebieranki, a rozpamiętywanie własnej osoby może stać się męczącą profesją na resztę życia.
moim rekordzistą był 27kg garb :)
OdpowiedzUsuńTęskno mi za Grodem Kraka, coś czuje że na dniach zawitam...
Kusi mocno.
Ma Coś, fruwa między ludźmi... ech gdyby nie to powietrze
UsuńWrócił Pan :) A ja się zapatrzyłam się w te krzywe rytmy. Słowiańskie
OdpowiedzUsuńjak jest wysokość i prędkość, to już jest awiacja, u mnie sama prędkość, i nie wiem czy podróż bez wracania to się w ogóle da :) W drodze już, na dziki wschód
Usuń