niedziela

miseczka






Jest taki stary Kot w Bacówce pod Małą Rawką, nie ma połowy ucha, kilku zębów i sierści. Jest bardzo stary, chodzą plotki, że jak zdechnie, to będzie koniec świata. Ostatnio kilka kotów ze schroniska zjadły puchacze, a jego nic się nie chwyta prócz pordzewiałego czasu. Niektórzy twierdzą, że to dlatego, że jest już napoczęty, inni, że Śmierć chodzi w za wysokich obcasach i jej się kosa omskła. Kot siedzi na parapecie. Za oknem po Caryńskiej łażą resztki dnia rudo-lisim światłem. Ciągnie chłodem w cieniu za plecami Rawek, na których gdzieniegdzie nieśmiało jeszcze zalegają łaty śniegu w wyższych partiach. Kilka dni temu jedliśmy świeży zielony czosnek pod Chryszczatą, a tutaj o wiośnie jeszcze mówi się niewiele, albo wcale. Buki przewracają się na drugi bok, budzone nieustannym stukaniem dzięciołów i świszczą coś przez sen o rychłym powrocie zawiei. Grzbietem Góry chodzą ludzie, wyraźnie się odcinają od ostro zarysowanej grani. Trochę nierealnej, jakby ktoś przykleił połoninę do nieba i te krawędzie trochę luźniej zostawił, żeby w razie czego, można było się za nie schować, po długiej wspinaczce i choć na chwilę uciec albo przynajmniej zapomnieć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

:)