niedziela

Od kilku dni chodzę za majerankiem. Starszy Hindus stoi zgarbiony za ladą, zagryza wargę i próbuje nastroić zegarek jakiejś Pani w szarym poncho z frędzelkami, jest cicho. Grzebię na półce z przyprawami i dobrym ziarnem, a spory plecak wymusza skupienie w ciasnym przejściu, tak, żeby niczego nie strącić.Właściciel w białym nehru do kolan, i tym czymś, co ma w środku, albo czego nie ma, odcina sie mocno od tła. Wygląda brwiami ponad wielkie grube okulary, od czasu do czasu, słychać Tykanie zegara ukradkiem. A pod tym spojrzeniem jest dobrze, po prostu,  jakby ktoś obejmował i zamykał w swojej ciepłej spiżarni. Tylko strach się ruszyć, żeby tego wszystkiego nie zburzyć, dopiero dźwięk dzwonka przy wyjściu lekko wytrąca i budzi, więc Uśmiecham się i wychodzę. Chcę jeszcze raz tak zabłądzić, żeby tu wrócić, może Coś przyprowadzi przypadkiem.  

                                                                       "Po za wszechświatem, nie ma dokąd pójść"

2 komentarze:

  1. Zabłądziłam tu przypadkiem i będę zaglądać :)))
    Fajnie piszesz.

    OdpowiedzUsuń

:)