Tak, tak się zaczyna nowy dzień, z kolanami podwiniętymi pod brodę, laptopem na lodówce i termą szumiącą za uszami że zaraz prysznic i do sadu. A sad, opuszczony, pełen owocowych drzew, chaszczy i komarów, wracam wymalowany czereśniami, od pięt, po podłogę w kuchni, i grzebię w nowym systemie blogowym, na którym właśnie jesteś.
Pssst, będzie coś o szwendaniu... Póki co, sza...!
Uczymy się Bloggera na pamięć palcami.
Pamiętam te malunki na chodniku. Kraków -przed pomnikiem Lilli Wenedy.... Jak dziś.
OdpowiedzUsuń