Każde spotkanie zostawia w nas ślady, odciskają się jak bose stopy w błocie, czas będzie wymazywał szczegóły falami... przypływy i odpływy. Wydłubując ze wspomnień te najtrwalsze, to jak smarowanie utwardzaczem. Niektóre stopią się w monolit, a przecież nikt nie stoi w miejscu. Inne smarujemy delikatnie pędzelkiem, dbając o każdą rysę z osobna, jak archeolog skupiając się na szczegółach i odlatując myślami w konteksty. Francine Patterson zadała kiedyś pytanie w języku migowym jednej ze swoich podopiecznych -Dokąd udajecie się po śmierci? Niby nic, pytanie jak każde... Gdyby nie podopieczna, która jest Gorylicą i ma na imię Koko - całkiem sensownie odpowiedziała jej o cichej jamie na uboczu. Sieć relacji, pomiędzy nami, a Nimi, plecie się we dywan dziwnych zależności...
Zwierzę to nie przedmiot. Może nim być pusta skorupa, znaleziona gdzieś w jakimś "lesie" w Holandii...
...do którego przyjechałem na rowerze kupionym w badziewiaku za 45 euro. I potem zwiedzałem kraj od "lasu", do "lasu" - czyli kilkuhektarowych kwadratów. W jednym z nich natknąłem się na sporą grupę Ludzi upośledzonych umysłowo, którym zorganizowano pląsy. I też, nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że owe "pląsy" miały dużo wspólnego z zadawaniem pytania o ich seksualność. Stał nawet samochód z psychologiem na polanie, a w koszyku piknikowym był stos prezerwatyw. Tendencja ludzi do uprzedmiotowienia wszelkiej odmienności, jest zadziwiająca w naszej kulturze. Stąd brawa dla Holendrów?
Czasami sobie myślę, czy aby cackanie się z Yorkiem, żeby się nie "ufaflunił", i jednoczesne pożeranie kotleta to nie hipokryzja.. bo że absurd to już wiem. Ale spokojnie... to tylko zwierzęta. Pach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
:)