Kasza leci z nieba i zamarza
na chodniku. Dojechałem na butach do dworca,
gdzie opóźnione stado podróżnych, kiwało się z zimna, w rytmie country, które to kolejarze z szarmanckim poczuciem humoru, puszczali w głośnikach na peronie. Kuleje Śląskie. Chwilę później w plastikowym fotelu wymościłem sobie gniazdo. Dziołcha obok słuchała Lady Gagi. A ja pojechałem pociągiem relacji Katowice – Isfahan, na południe od Teheranu
gdzie opóźnione stado podróżnych, kiwało się z zimna, w rytmie country, które to kolejarze z szarmanckim poczuciem humoru, puszczali w głośnikach na peronie. Kuleje Śląskie. Chwilę później w plastikowym fotelu wymościłem sobie gniazdo. Dziołcha obok słuchała Lady Gagi. A ja pojechałem pociągiem relacji Katowice – Isfahan, na południe od Teheranu
Sprzedawcy dyskretnie zachwalają swój towar, znają jego
wartość, nie są natrętni i natarczywi. Czasami zaproponują odwiedzenie ich na
zapleczu, gdzie na niedużym drewnianym warsztacie mali chłopcy drobnymi i
zwinnymi palcami powtarzają zarysowany na papierowym szablonie wzór. Dobry
dywan zaczyna się liczyć dopiero od dwóch tysięcy węzłów na decymetr
kwadratowy, ważna jest też grubość użytej wełny i liczba nitek wątku. W
jedwabnych kobiercach najwyżej cenione są te, które mają powyżej dziesięciu
tysięcy węzłów. Perskie dywany są drogie i będą z roku na rok coraz droższe. Ostatni
szach surowo zabronił zatrudniania dzieci, a bardzo niewielu dorosłych ma tak
sprawne palce, żeby móc zapleść czternaście do dwudziestu węzłów na minutę. To
jest norma, rytm, który musi być utrzymany przez kilkanaście godzin na dobę. Rytm
morderczej, wyczerpującej pracy w ciemnych, dusznych, wypełnionych wełnianym
kurzem pomieszczeniach. Po paru latach tkania, dzieci stają się starcami.
Wędrujące w świat kobierce zabierają ze sobą cząstkę ich młodości, radości
życia, oczu, płuc. Amatorów, wysokie ceny nie odstraszają nigdy.
Szamańskie
Safari – Przez Wielki Step,
Kaukaz i
Bieszczady.
Witold ST. Michałowski
Z międzylądowaniem w Kafo,
gdzie wywróciło mi podniebienie smakiem w stronę nieba, do tego rozkoszne
bajorko, w którym pływam teraz mocząc skórę aksamitnym głosem Jasmin Levy, płynącą
po kablu ze słuchawek na kark, chropowaty od ciarek. W plecaku coś brzęczy, nie
widziałem się z telefonem od dwóch dni, leży na dnie, i czeka aż się na niego popatrzę. Pewnie już piszczy, że mu bateria
nie daje żyć. I prosi bym przejął na siebie te krzyki od
znajomych, którzy wiecznie nie mogą złapać ze mną kontaktu. Jakoś tak się
odkleiłem ostatnio.
Wieczorami siedzimy w
piwnicy i palimy w piecu. K. i T. też palą. Dym wspina się po ścianie, głaszcząc
napisy wydrapane przez Rosjan podczas wojny, tu za ścianą budynku Komisariatu Policji nr 3. Przez okno u sufitu wrzucają węgiel, między szuflami
widać nogi studentów politechniki, którzy wracają z zajęć. Wyszedłem do parku
na spacer. Wyłapuję zimnymi stopami moment, kiedy czuję Siebie najbardziej. W
głowie mały chłopiec tka szary dywan ze śniegu i cyrylicy.
Jak mi pożyczysz Safari, to Ci wyślę Dzienniki Kołymskie:)
OdpowiedzUsuń