Równo dwa lata temu. Jest zimno i wieje. Na dole minus siedemnaście. Na górze jeszcze mniej. Obkuwam lód z liny i metalowej śrubki. Wlazłem tu po to, żeby ją dokręcić. Zastanawiam się, czy jak zdejmę rękawiczki to nie odpadną mi palce.
Widoki to jedyna dobra strona tej pracy, a ja nigdy nie mam przy sobie aparatu, tylko toporny telefon, którym wbijam gwoździe albo używam go, jako balastu. Pstryk...
Dzień później odwilż. Na dole. Na górze jak zwykle wieje i zimno.
Ten biały prostokącik, to auto, w którym siedzi termos z gorącą herbatą. I czeka. Aż uwinę się z kilkoma kablami, które jak widać, nie chcą się skończyć. Najpierw ja się skończę. Pstryk.
pierwszym jestem strasznie zachwycony. świetne!
OdpowiedzUsuńdzięki, też mi się podoba... przy długich cieniach z wysokości wychodzi sporo czarów
Usuń