Coś mnie kusiło żeby zejść ze szlaku, odbiłem więc w polną drogę, prowadzącą w zasadzie to donikąd, a po kilku metrach wjechałem w poziomkowy raj, bałem się chodzić inaczej niż na palcach. Tak więc siedzę sobie, i patrzę jak chmury wspinają się po gałęziach starej czereśni, niedługo kolej na nią. Zapełniam słoik za słoikiem rubinami od matuli Ziemi, dobro, samo dobro z łąki pachnąco brzęczącej. Balsam dla wątroby i skóry, jak w Pysk strzelił, wystawiony do słońca piegami na nosie, grzeję się i czekam na burzę, która kręci się gdzieś po drugiej stronie góry. Godzinę później, skarcony nagłym grzmotem w sąsiedztwie turlam się do miasta, podrzucam kruszyny dworcowym wróblom, które tutaj na prowincji, prócz czarnego i szarego mają jeszcze odcienie żywego brązu i zadziorne spojrzenia. Chłop lezie, spalony słońcem jak cygańskie dziecko, pyta o ognia, potem się częstuje bułką z serem, smaruję tanią gorgonzolą z tesco, palcem, bo ktoś mi zaimał scyzoryk, ale się nie brzydzi. Bierze i idzie w krzaki odkorkować, bo grzeje jak pierun, aż sie pot z pleców do dupy leje. Wsiadamy do tego samego autobusu, tyle że on tyłem, na gapę. Wysiadamy w tym samym miasteczku, on tyłem, bo bliżej pod monopol i go kierowca nie widzi. Dobijam pod dom kultury, gdzie w okienku Pani Domu, zza niej wystają oczy dziewczyny, która sprzedaje lody, takie cuda, lody w domu kultury! Z waflem w ręce "jadę" torami prosto w stronę rozłożystej burzy. Siwo i granatowo, jeszcze nie wieje, i już nie jest duszno, czuć jak elektryzują się włosy, pewnie walnie gdzieś blisko i mnie gdzieś przeniesie, niepotrzebnie podłączałem te kamienie, teraz różne rzeczy się dzieją... ale i tak nikt nie uwierzy.
Na wysokości kościoła zwykle o tej porze, jakaś pani pieje fragmenty Pisma i gra na organkach, przepraszam, syntezatorze, ale na czym by nie grała nie zagłuszy piania. To takie zaczarowane miejsce, ostatnim razem kulawy pies, nie tak dawno kulawy dziadzio, prawie zawsze o tej porze - Kogucica zapodaje w tle jakimś zdaniem do gawiedzi, gawiedź zwykle chórem odpowiada, a dzisiaj? Czarny Bocian! Ale na torach? Pewnie wsuwa winniczki, które się usmażyły, doprawione smołą i aromatem kolejowych kibli, a ja je wystrzeliwuje w krzaki jak jeszcze dychają z rana, zanim je solarny grill nie załatwi - dzielny samarytanin żeby spalić karmę tych kilku mrówek pod lupą z dzieciństwa... A i kilka zjedliśmy z Maciejem W. zawijając w plasterki żółtego sera. Te się nie liczą, to była przygoda kulinarna i w nagrodę mieliśmy się całować z dziewczynami pod modrzewiem, tyle że dziewki na ten widok uciekły. No nic, wracając na tory, Kogucica zapodaje zagadkę z Nowego Testamentu: Wy jesteście solą dla ziemi. Jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić?
Właśnie oblizywałem palce. Pot i lody waniliowe. Nic nie zgrzyta między zębami. Amen.
Grzmotnęło całkiem niedaleko, podniebnie, cała ta burza taka, nic na ziemię nie spada, tylko się płoży pod buro-szarym sufitem w pręgi piorunów jak marmur.
Przy gruncie natomiast, na smolnych podkładach, dwie nogi, brud włazi między palce, trzeba by sandały w Osławie opłukać, chyba że dogonię burzę i mi umyje, a potem ja jej umyje, tylko gdzie burza ma stopy? Więcej pytań nie będzie, za to taki jeden fragment, przyplątał się z Fantastycznych Opowieści, które mogę komuś sprezentować, bo właśnie dobiegłem do końca. A tam... Dostojewski i Sen śmiesznego Człowieka:
Jestem śmiesznym człowiekiem. Oni mnie teraz nazywają wariatem. Byłby to może awans, gdybym nie pozostał dla nich tak samo śmieszny jak przedtem.
Przedtem bardzo rozpaczałem z tego powodu, że wydawałem się śmieszny. Nie wydawałem się, lecz byłem. Zawsze byłem śmieszny, wiem o tym, być może od pierwszej chwili życia. Może już mając siedem lat wiedziałem, że jestem śmieszny. Potem chodziłem do szkoły, potem na uniwersytet, i cóż – im więcej się uczyłem, tym lepiej pojmowałem, że jestem śmieszny. Cała moja uniwersytecka nauka istniała jak gdyby tylko po to, żeby mi udowadniać i tłumaczyć, w miarę tego, jak się w niej zagłębiałem, że jestem śmieszny. Podobnie jak w nauce, było w życiu. Z każdym rokiem rosła we mnie i utwierdzała się świadomość śmieszności pod każdym względem. Śmiali się ze mnie wszyscy i wszędzie. Ale nie wiedzieli, nikt spośród nich, i nie domyślali się, że jeśli był człowiek na ziemi, który najlepiej ze wszystkich wiedział o tym, że jestem śmieszny, to tym człowiekiem byłem ja sam, i to właśnie było dla mnie najbardziej krzywdzące, że oni tego nie wiedzą, ale to była moja własna wina: zawsze byłem tak dumny, że za nic i nigdy nie chciałem nikomu się przyznać (...) O, jakże cierpiałem za czasów chłopięcych myśląc o tym, że nie wytrzymam i kiedyś nagle sam się przyznam przed kolegami. Lecz odkąd stałem się młodzieńcem, to – mimo że z każdym rokiem coraz lepiej zdawałem sobie sprawę z mojej okropnej właściwości – nie wiem dlaczego, stałem się trochę spokojniejszy. Tak, właśnie tak – nie wiem, dlaczego – gdyż dotychczas nie potrafię określić, dlaczego. Być może dlatego, że w mojej duszy rosła straszna melancholia z pewnego powodu, który już nieskończenie mnie przerasta: mianowicie – ugodziło we mnie przekonanie o tym, że na świecie wszędzie jest wszystko jedno. Bardzo dawno to przeczuwałem, ale zupełne przekonanie zjawiło się ostatniego roku jakoś nagle. Poczułem nagle, że byłoby mi wszystko jedno, czy świat będzie istniał, czy też nigdzie nic nie będzie. Zacząłem słyszeć i wyczuwać całą swoją istotą, że nic przy mnie nie ma. Z początku zdawało mi się, że za to wiele było przedtem, ale później się przekonałem, że przedtem też nic nie było, tylko, nie wiem czemu, się wydawało. Stopniowo się przekonywałem, że nigdy też nic nie będzie. Wtedy nagle przestałem się gniewać na ludzi i niemal ich nie dostrzegałem. Doprawdy, przejawiało się to nawet w największych drobiazgach: bywało, na przykład, że idę po ulicy i obijam się o ludzi. Nawet nie z zamyślenia: o czym miałem myśleć, zupełnie przestałem wtedy myśleć, było mi wszystko jedno. Gdybym przynajmniej znalazł odpowiedź na pytania – ale nie, ani jednej nie znalazłem, a ile ich było? Ale zrobiło mi się wszystko jedno i wszystkie pytania zniknęły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
:)