sobota
wieje
Wszystko dzieje się po coś. Mówi obrazek zsuwając się z lusterka, w chwili gdy myśl o tym przegoniła kolejny cień po ścianie popychany przez światło reflektorów z drogi za oknem. Leżeć jest fajnie, z podkurczonymi nogami, w cieple takich myśli. Pięty pomarszczone od wielogidzinnego stania w miejscu, tulą się do palców. Palce szukają delikatnych zgrubień żył pod skórą kostek i przedramion, a potem wodzą po nich jak po mapie. Wszystko dzieje się po coś. Przyszła Koza, potem migający wąż, był też kot, kos, I kilka innych spraw z obu światów. Mars rodzi Wenus. Znowu Będzie zmiana. Same się pchają. Przecieram oczy ze zdumienia a jakże. Nie spodziewałem się, że tak szybko, To działa. A, że Trochę strach? Rozchyla brzegi rany. Oby miał czyste dłonie, bardzo chce popatrzeć do środka. Ciekawość chłopca, robi sobie operację. Kiedy był mały, kroił szkiełkiem odcięty łeb koguta na kanale, w którym ciekła woda, jak na stole do sekcji. A tu, co ranek słyszę pianie z czyjegoś ogródka, tak na drugim kilometrze do pracy, pomiędzy Wielką Pizgawicą numer jeden i dwa. Dzisiaj zepchnęła mnie wiatrem do rowu. Sztuczka z utrzymaniem się na lini prostej trwa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
:)